24 grudnia 2016. W tym roku po raz pierwszy w życiu miałam spędzić wigilię z dala od rodziny. Niby zawsze to coś nowego, ale jednak dziwnie. Większość moich znajomych wróciła na święta do Francji, a tym co zostali, nie przeszkadzało spędzić świąt przy komputerze. Ja do ostatniej chwili nie miałam żadnych planów, stwierdziłam, że „jakąś okazję się załapie”.
Cóż, już się zbliżał wieczór, a ja wciąż żadnej okazji nie złapałam. Skoro tak, pomyślałam sobie, to chociaż się przejdę na plażę. Zwykle tak to u mnie bywa, że gdy przestanę się o coś starać, tylko zaufam, że to co dla mnie najlepsze, samo się zjawi – dokładnie tak się właśnie dzieje. W sumie chyba każdy tak ma, o ile spróbuje. Doszłam do skraju plaży, i już chciałam zawrócić, ale coś mi powiedziało, żeby pójść jeszcze dosłownie parę kroków dalej. Było już całkiem ciemno, a ta część plaży nie była w ogóle oświetlona. I oto znalazłam się w burym zakamarku, w rogu stało kilku facetów, którzy zaraz zainteresowali się obecnością intruza – czyli mnie. Chciałam przejść cichaczem, niezauważona, ale oni byli szybsi. Zawołali radosnym głosem, żebym do nich przyszła. Pomachałam do nich, żeby nie wyjść na nieuprzejmą, wtem jeden z nich, postawny Murzyn, zaczął iść w moją stronę.
No i się zaczęło:
-Sieema, co tam, pamiętasz mnie? No to ja, wczoraj w spożywczaku się minęliśmy!
-Eeee… aha.
Tego się nie spodziewałam. Zamieniliśmy kilka słów, o życiu, o łowieniu ryb, o tym jak długo umiemy wstrzymać powietrze pod wodą. W połowie dyskusji bezceremonialnie zostałam zaproszona na rodzinną wigilię po lokalnemu do brata mojego świeżo poznanego rozmówcy ze spożywczaka-plaży. Sympatycznie.
A jak taka wigilia po gwadelupsku wygląda? Całkiem inaczej niż u nas. Powiedziałabym… Tutaj ludzie są zdecydowanie mniej konserwatywni w formie wigilii aniżeli my w Polsce. Na stole stawiany jest wielki gar z poćwiartowanym, ugotowanym prosiakiem. To, plus ryż z grochem, stanowi tutejszą podstawę wieczerzy. Wszystkie strawy podawane są na plastikowych talerzach, i na ceracie w kratę. Nikt nawet nie stara się udawać, że założył inne niż najzwyklejsze, codzienne ubranie. Pani domu do stołu siada w fartuchu kuchennym. Daniem uzupełniającym jest rum, nalewka kokosowa czy też poncz. Sama do kolacji przyczyniłam się swoim autorskim ciastem bananowym, wymyślonym dzień wcześniej w nadziei, że będę się nim miała z kim podzielić w wigilię. Spotkało się z wielkimi „ochami” i „achami”. Przy jedzeniu cały czas leciała muzyka, w najmniejszym nawet stopniu nie przypominająca naszych kolęd. Coś mi nagle zabrzmiało znajomo… wsłuchałam się. Niee, to raczej niemożliwe. A jednak! Polskie disco-polo podczas Wigilii na Karaibach! Oszołomiona uniosłam głowę znad talerza. Nie wydawało mi się. Popatrzyłam po współwieczernikach i natychmiast znalazłam winowajcę. Szeroko wyszczerzony, lśniący, biały uśmiech kuzyna od strony matki ciotki siostry bratowej. Gdy już wykrył, że został namierzony, wypalił z największą ciekawością:
-To tego słuchacie w Polsce podczas wigilii?
Ów daleki kuzyn o nie do końca znanym pokrewieństwie z Jean-Markiem aka Sylwestrem, doszedł do tego wniosku po wykonaniu krótkiego wyszukiwania w internetowym radiu z muzyką świata. Polska, ojczyzna Chopina i Mickiewicza, ma zdumiewającą famę na szerokim ziemskim globie.
Po wieczerzy, a nawet jeszcze w jej trakcie, za sprawą kokosowej popitki, cała rodzina zaczęła tańczyć. Akompaniament nie miał najmniejszego znaczenia, moi gospodarze z równą werwą zatańczyliby poloneza, jak i break-dance. Na środku mieszkania, dookoła stołu, na tłe wielkiego plazmowego telewizora, i z towarzyszeniem powiewów morskiej bryzy przez okna nie posiadające szyb (bo na co komu w tropikach szyby?). Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, zapominając o kompletnie wszystkich problemach, i pomyślałam sobie, że tak właśnie powinno to wyglądać. Wigilia w tropikach, siłą rzeczy, musi być egzotyczna. Tak też pewnie pomyśleli sobie moi gospodarze, przyjmując u siebie tak bardzo egzotyczną Polkę. Kilkoro z nich skorzystało na mojej obecności zwłaszcza w kontekście nauki naszego pięknego języka. Po kilku plastikowych kubeczkach nalewki kokosowej, mój drogi Sylwester ze spożywczaka nauczył się składać bożonarodzeniowe życzenia po polsku.
Dla nas faszczytujace, ale dla Ciebie na pewno wiele trudnych momentów. Podziwiamy. Życzymy powodzenia i wytrwałości.