Miejsce dla spragnionych świata podróżników i awanturników

Wyprawy Awanturnicy Ameryka Łacińska,Opowieści Prawdziwe zielonookie blondynki

Prawdziwe zielonookie blondynki

Pierwszym odwiedzonym przeze mnie miejscem w Bogocie było osławione Museo del Oro, muzeum złota. W niedzielę akurat wstęp jest darmowy, więc mnóstwo rodzin wybrało się na zwiedzanie – osób miejscowych było o wiele więcej niż turystów, ale po raz pierwszy od wielu miesięcy natknęłam się tu na Polaków! I do tego jedna osoba pochodziła z Łodzi, mojego miasta. Aż się ciepło robi na sercu ; ).

Muzeum jest wielkie i fascynujące, opowiada prawie wyłącznie o prekolumbijskich kulturach i ich złotych dokonaniach. Jest również wiele o magii, szamanach i tajemnych rytuałach. Ale nie o tym miała być mowa. W Museo del Oro spotkała mnie urokliwa sytuacja. Przechodząc od jednego eksponatu do drugiego, zauważyłam, że ktoś mi się wnikliwie przygląda. Była to dziewczynka, bardzo młoda, ale przy tym elegancka, o długich, ciemnych włosach. Na jej obliczu malował się zagadkowy uśmiech.Gdy go odwzajemniłam, wyraźnie się speszyła. Przywitałam się i przeszłam dalej. Ale na plecach dalej czułam jej wzrok. Odwróciłam się i spytałam czy mogę w czymś pomóc. Zachęcona, dziewczynka podeszła do mnie, cała różowa na policzkach. Schyliłam się, żeby wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Usłyszałam jej nieśmiały głos:

– Ja chciałam tylko spytać czy pani to jest taką prawdziwą gringą? – musiałam się mocno powstrzymać, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Z reguły nie lubię być tak nazywana, bo owo określenie jest niemal zawsze stosowane przez latynosów w odniesieniu do obywateli Stanów Zjednoczonych, przy czym gringa to żeńska forma słowa gringo. Ale w zapytaniu dziewczynki było coś tak kochanego, że nie mogłam jej mieć go za złe. Nie byłam jednak pewna, o co jej konkretnie chodzi, więc odparłam:

-Jeśli pytasz czy jestem Amerykanką, to nie, pochodzę z Polski, to taki kraj w Europie. – Żeby jej nie rozczarować, skwitowałam zaraz sama siebie: – Ale wiesz, biorąc pod uwagę, że wszyscy biali Amerykanie mają pochodzenie europejskie, to w sumie tak, jestem prawdziwą gringą. – Na te słowa oczy dziewczynki rozbłysły.

-Ojeej, bo ja czytałam, że prawdziwe gringi to mają taką pięęękną jasną skórę, takie pięęękne jasne włosy i takie pięękne zielone oczy! – Zatkało mnie. Przypomniałam sobie, jak ja tak właściwie w tej chwili wyglądałam. Prosto po 20-godzinnej podróży autobusem, w trakcie której niewiele spałam, z podkrążonymi oczami, w wymiętych ciuchach i potarganych włosach, no, naprawdę, musiałam wzbudzać niemały zachwyt przechodniów… A do tego, przecież, na Boga, byłyśmy w Bogocie, stolicy kraju, do której każdego dnia przyjeżdża niezliczona ilość białych turystów! I jeszcze na dodatek w tej chwili przebywałyśmy w jednym z najbardziej turystycznych muzeów tego miasta.

Uwaga dziewczynki co do mojego wyglądu wprost mnie speszyła, szczególnie zważywszy na to, że owego dnia czułam się wyjątkowo niepiękna. Zamieniłyśmy jeszcze parę zdań, było jej na imię Dayra i miała 10 lat. Muzeum zwiedziała chyba z dziadkiem i koleżanką. Dziadek sprawiał wrażenie rozbawionego całą sytuacją. Nawet muzealna strażniczka się zainteresowała. W końcu się pożegnałyśmy, Dayra sprawiała wrażenie wniebowziętej. Za chwilę jednak znów do mnie podeszła, i znów tak samo nieśmiało poprosiła mnie o wspólną fotografię. Zgodziłam się, a jakże. Ale w tej samej chwili pomyślałam sobie: „O rany, oby tylko to zdjęcie nie wylądowało na ścianie jej pokoju”…

Tak oto poszedł w świat „Portret z pierwszą spotkaną prawdziwą Gringą„. Humor miałam poprawiony na cały dzień!

Wkrótce postaram się opowiedzieć skąd tak właściwie wzięło się owo kultowe określenie, i co oznacza…

Co o tym myślisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne wpisy