Miejsce dla spragnionych świata podróżników i awanturników

Wyprawy Awanturnicy Ameryka Łacińska,Opowieści Po Kolumbii najlepiej lądem

Po Kolumbii najlepiej lądem

Po miesiącu pobytu na karaibskim wybrzeżu Kolumbii, ruszyłam dalej na południe. Z miejscowości Riohacha przedostałam się do stolicy, Bogoty, autobusem linii Copetran, które istnieją tu już od czasów II wojny światowej. Podróż trwała 20 godzin, było kilka przystanków, ale najdłuższe z nich trwały nie więcej niż 15 minut. Przed podjęciem decyzji na przejazd autobusem miałam spore wątpliwości po przeżyciach związanych z tym typem transportu w Peru.

Jak to wyglądało w ojczyźnie Inków?

Trasa z Limy do Cuzco trwała podobną ilość czasu – 20 godzin. Zdecydowałam się wówczas na przejazd jedną z większych i popularniejszych linii peruwiańskich (nazwy już dziś niestety nie pamiętam). Po drodze nie mieliśmy ani jednego postoju. Lima położona jest na wybrzeżu, ale jej wysokość nad poziomem morza waha się między 0 a 1 500 m (jak na miasto o powierzchni ponad 2,5 km2, to nic niezwykłego). Cuzco leży na 3 400 m n.p.m. A autobus był szczelnie izolowany od świata zewnętrznego. Nie mogąc przez ponad 20 godzin podróży ani razu zaczerpnąć świeżego powietrza i chociaż przez parę minut przyzwyczajać się do każdorazowej, znaczącej zmiany wysokości, po przyjeździe do miasta docelowego wpadłam w koszmarny atak choroby wysokościowej. Oprócz mnie w autobusie jechali sami miejscowi, całkowicie oswojeni z regularnym przemieszczaniem się między tak skrajnymi poziomami, oraz dwie Niemki, które przed podróżą zażyły sporą ilość tabletek przeciwko soroche, bo tak nazywana jest ta dolegliwość w Peru. A ja, spodziewająca się spokojnego przejazdu z licznymi postojami, po dojeździe na miejsce byłam w stanie jedynie położyć się na ziemi i konać. Konać z… no właśnie, przy chorobie wysokościowej ciężko ustalić co tak właściwie dolega. Objawy są różne, w moim przypadku nie był to ból jakiejkolwiek części ciała, lecz uczucie rozsadzania od środka przez jakąś nieznaną siłę. Z pomocą przyszedł mi wówczas wywar z liści koki, podarowany przez miejscowych. Ale ta przygoda to nie wszystko – skoro przez 20 godzin jazdy nie mieliśmy ani jednej minuty postoju, to oznacza, że przez cały ten czas nasz autobus był kierowany przez jednego i tego samego kierowcę, który nie miał nawet czasu się wysikać! To się nie mieści w głowie, ale tak właśnie wyglądał transport jednymi z większych peruwiańskich linii. Słyszałam, że w tym kraju dane linie autobusowe zyskują tym większą renomę, im mniej wypadków spowodowali ich kierowcy. A wypadki te to zazwyczaj spadek w górską przepaść na jednej z serpentyn w trakcie całodobowej pracy bez minuty odpoczynku. Drobiazg… Z toalety pokładowej przyszło mi skorzystać raz. Odruch wymiotny pojawił się jeszcze przed wejściem do kabiny. Po tym jednorazowym doświadczeniu wolałam się wstrzymać aż do końca podróży.

Po tych przeżyciach nie spodziewałam się zbyt wiele dobrego po transporcie autobusowym w Kolumbii. Ten typ lokomocji był jednak ponad czterokrotnie tańszy od najtańszego dostępnego lotu, decyzja więc została podjęta. I oto, ku mojemu największemu zaskoczeniu, luksus podróży był wręcz nie do uwierzenia. Skórzane, szerokie siedzenia, przed każdym ekran z dostępem do tego wszystkiego, co normalnie jest oferowane w nie najtańszych liniach lotniczych, schludna toaleta, dwóch kierowców, regularne, acz krótkie, przystanki, spokojna jazda, bez gnania na górskich serpentynach. Szok i niedowierzanie!

Jest jedno ale. Linie Copetran wybitnie cenią sobie klimatyzację. Taką na full, przez cały czas. Kiedy startowaliśmy o godzinie 15 z Riohachy, termometr wewnątrz pokazywał 29 stopni. W zestawieniu z ukropem na zewnątrz, było to akurat w sam raz. 29 w sam raz, cóż te tropiki wyprawiają z człowiekiem! W trakcie całej trasy wskaźnik jednak systematycznie opadał, i tak mieliśmy 25, 22, i w końcu 19. Byłam przezorna, i zawczasu przygotowałam sobie przykrycie, aby móc spokojnie zasnąć. Za śpiwór robił mi… hamak. Najbardziej praktyczny ze względu an wagę i objętość (da się takie znaleźć w dowolnych sklepach sportowych, nie kosztują dużo). Ale moi autobusowi sąsiedzi wykazali się dalece lepszym przygotowaniem: sąsiad po lewej miał na sobie: długie spodnie, grube skarpety, górskie buty, baardzo gruby sweter, czapkę, szalik, rękawiczki, koc i nawet maskę na twarz, co by mu policzki nie zmarzły. Ja, ze swoim podkoszulkiem i hamakiem odstawałam nieco od lokalnej zapobiegliwości. Zarzuciłam hamak na głowę i chuchałam tak sobie przez całą drogę, aż mi się ogrzało na tyle, że mogłam zasnąć. Na kolejnym postoju zapytałam pracownika, dlaczego w ich autobusach jest jak w naszym kieleckim, na co otrzymałam odpowiedź, że muszą się dostosować do tych osób, którym za gorąco. Aha. Miło, że mają na uwadze wszystkich. Szczególnie, że patrząc po moich sąsiadach, ani jednej osobie nie było w trakcie tej podróży ani trochę za ciepło.

A co w Bogocie? Jeszcze lepiej. Na całe szczęście, dzięki licznym postojom tym razem nie miałam żadnego problemu z chorobą wysokościową, ale też stolica znajduje się zaledwie na 2 640 m n.p.m., więc do dolegliwości trzeba byłoby mieć prawdziwego pecha. Po ponad roku spędzonym na Karaibach zupełnie zdążyłam się już odzwyczaić od polskich temperatur. Tymczasem stolica Kolumbii powitała mnie dokładnie taką pogodą, jaką spodziewałabym się zastać w październiku w ojczyźnie. Niby Bogota jest znacznie bardziej wysunięta na południe od takiej Riohachy na wybrzeżu, ale wysokość nad poziomem morza robi swoje, i przez cały rok jest tutaj raczej chłodno. Do tego często pada. W południe można chodzić w krótkim rękawie, ale wieczorami lepiej mieć grubą kurtkę. Średnia temperatura w ciągu dnia to 15 stopni, zaś w nocy – pięć. Tutejsze mieszkania, nawet nowoczesne i stosunkowo luksusowe, nie posiadają ogrzewania. Za to przynajmniej – alleluja! – mają ciepłą wodę! Po raz pierwszy od wielu miesięcy znalazłam się w miejscu, gdzie woda w kranach jest ogrzewana. Do tego stopnia, że pod prysznicem człowiek skacze w popłochu, żeby się nie poparzyć… Za to w nocy dobrze mieć na stanie kilka grubych koców, bo bez tego – ani rusz!

Co o tym myślisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne wpisy